Kiedy przyjeżdża się na eliminacje okręgu żywieckiego można być pewnym: tam będą piłkarskie emocje. Tak samo było w dniu dzisiejszym. Od pierwszego gwizdka sędziego oglądaliśmy ciekawe spotkania. Jako pierwsza do boju przystąpiła Rajcza, która w pierwszych kilku akcja pokazała, że nie powinno być problemów z awansem, skoro naprzeciwko siebie mają zespół z Wieprza, który przyjechał w okrojonym składzie, bez ławki rezerwowych. Ale szybko zawodnicy, którzy po długiej przerwie wracają na turniej pokazali, że „Galaktycznym” będzie trudno w tym meczu poszaleć. Dodatkowo po zdobytej bramce autorstwa Klaudiusza Bieguna, ruszyli do jeszcze większych ataków, pozbawiając podopiecznych Łukasza Worka jakichkolwiek nadziei, że ten mecz można wygrać. Im dalej w mecz tym bardziej z Rajczy uchodziło powietrze, a zawodnicy z Wieprza zagrażali bramce strzeżonej przez Miłosza Bańkę. Jednak te akcje nie przynosiły bramki i mimo braku rezerwowych, pokazali skromnie, bo skromnie, ale trzy punkty zdobywają z utytułowanym zespołem. „Byliśmy zestresowani, bo wiedzieliśmy, że zespół jest bardzo dobry, ale wyszliśmy z nastawianiem, że wygramy, no i się udało.” – mówią zawodnicy z Wieprza. Zatem obawa była, ale również wiara w zwycięstwo i większa ochota by wygrać. Rajcza jakby schowana, spanikowana. Nie było choćby jednego zawodnika, który wziąłby odpowiedzialność za grę zespołu na swoje barki. Zamiast grać do przodu, rozgrywając swoje akcje zespołowo, popełniali kardynalny błąd: gdy już nie wiem co zrobić z piłką, podam do bramkarza, on wybije na aferę do przodu i jakoś uwolnimy się spod presji rywala. Za taką grę zostali skarceni bardzo boleśnie przez Żabnicę, z którą pierwszą połowę zagrali jak równy z równym, była walka, chęć gry i to do tego, czego od lat nas przyzwyczaili: atakowanie bramki rywali. Aż tu nagle błąd (o którym była już mowa wyżej), wykorzystany przez Dawida Szatanika. Dostali najgorszy cios: gol do szatni. Po przerwie już było gorzej: kolejne dwie bramki stracone, a jeden gol honorowy to za mało by liczyć na coś więcej. Tylko czy dziś mógł ktoś wygrać z Żabnicą? Z tak dysponowaną Żabnicą? Dziś na pewno nie. The Reds (z ang. Czerwoni) taki przydomek otrzymuje ten zespół, staje się jedną z potęg żywieckiego okręgu jak i Rajcza. Na zespół z parafii MB Częstochowskiej patrzy się z taką przyjemnością jak na słynny angielski Liverpool, który właśnie z racji barw czerwonych nosi takową nazwę, którą pragniemy przypisać niesamowitej, kosmicznie i fenomenalnie grającej Żabnicy. „Zależy nam na powtórzeniu sukcesu sprzed dwóch lat, który nasi starsi koledzy wywalczyli i kontynuujemy naszą filozofię gry: szybkie podania, szybkie przejście do ataku. No totalny futbol można powiedzieć.” – mówią o sobie zawodnicy z Żabnicy. Trudno się nie zgodzić z tymi słowami, kiedy patrzy się na poczynania podopiecznych Pana Mateusza Wolnego w meczu ze Straconką, gdzie zdeklasowali zespół z Bielska Białej 7:1. Już w tym pierwszym meczu zaprezentowali atuty i coś co jak podkreślają jest konsekwencją wielu treningów: „Wyczucie wytrenowane przez szereg treningów w szkole, w klubie, w lidze, więc są te pewne automatyzmy”. To prezentują w każdym spotkaniu, jak choćby w starciu „gigantów” – mam na myśli Żabnicę z Rajczą. Jednak tam potrzeba było czasu, by udało się w końcu znaleźć drogę do bramki rywali. Właściwie błąd Rajczy pomógł przełamać niemoc. W drugiej połowie, już złapali swój rytm, który dał im trzy punkty. Również o tym totalnym futbolu przekonał się Wieprz, który nawet nie potrafił sam zdobyć bramki. Samobójcze trafienie Dawida Szatanika zniwelował rozmiar porażki, której nie ustrzegły się z tym zespołem także Obszary. Podopieczni Dominika Markowskiego byli przez niego bardzo motywowani do każdego spotkania, tylko czy przy tej klasie zespołu z jakim się mierzyli, była szansa na zwycięstwo? Woli walki nie można odmówić, co jest wielkim pozytywem, jednak Żabnica i tak osiągnęła swoje: zdobywając komplet punktów, a w całym rozrachunku 12 oczek w czterech spotkaniach. Krótko mówiąc komplet. A komplementów nie można szczędzić widząc jak grają zespołową, piękną dla oka piłkę, miejscami niczym z innej planety. Tam nie ma lidera! Tam jest zespół, kolektyw, nieustępliwa współpraca i myślenie jak zagrać by nie stracić piłki? Jak się ustawić by dać możliwość koledze zagrania odpowiedniej piłki? Czy to doskonały zespół? Oj nie! Do doskonałości trochę brakuje…bo też głupio potrafią zmarnować dogodne sytuacje. Zdobycie 19 bramek jest najmniejszym możliwym bilansem przekładając na ilość stwarzanych sobie idealnych okazji bramkowych. Przy takiej niefrasobliwości w ofensywie, mogą w starciu z łasym na bramki lisem pola karnego, jakim jest Paweł Tran Van z Oświęcimia, na finałach mocno się rozczarować. Zatem jest jeszcze nad czym pracować w przygotowaniach do najważniejszej części sezonu – jaką są finały. Na nie bardzo chciała awansować Straconka – zespół, który dwa lata temu na finałach stanął na najniższym stopniu podium. Jednakże marzenia należy odłożyć na następny sezon. Aż trudno w to uwierzyć, bo oni tyle się starali, tyle próbowali, no i dwa lata temu awansowali z przytupem, by zająć trzecie miejsce. Wydawało się, że już przełamali barierę, a teraz tylko wystarczy kontynuować. Trzeba przyznać, aż dziw bierze, że po stronie zdobyczy punktowej widnieje zero! Niebywałe, że nie potrafili zdobyć choćby punktu. Bo to, że przegrali z Żabnicą, to i oni sami brali pod uwagę mówiąc: „spokojnie, to pierwszy mecz, a to przecież Żabnica.” Dobrze panowie, tylko w derbach Bielska Białej należało żądlić kolegów z Obszarów. Tylko przysłowiowe „Pszczółki”, jakby bez żądła przyjechały, mimo że jako pierwsi zdobyli bramkę, to coraz częściej oddawali inicjatywę kolegom dowodzonych przez Dominika Łyszczarza. Gracz z nr 11 w zespole Obszarów, był bardzo ruchliwym zawodnikiem na boisku i trudnym do upilnowania. Choć bramki nie zdobył, bo za tę kwestię odpowiadał w tym spotkaniu Oskar Młynarski, to jednak walnie przyczynił się do tego, by wywalczyć w tym meczu komplet punktów. Dominik zaś swoją bramką w meczu z Rajczą dał remis. Wydawało się, że tamto spotkanie Rajcza wygra, ale wtedy to właśnie Łyszczarz pokazał, że jest bardzo jasną postacią i na tego zawodnika warto zwracać uwagę, bo jak to często się mówi: ma papiery na granie. Tym samym Obszary ustawiły się w komfortowej sytuacji i wszystko zależało tylko od nich samych, bo mieli wszystko by wywalczyć awans na finały! Co na to Rajcza? Rajcza wiedziała, że musi wygrać i to najlepiej wysoko ze Straconką. „Wiem, że teraz musimy wygrać. Zmotywowałem zespół. Wiedzą, że musimy zagrać galaktycznie” – mówił przed meczem ze Straconką Łukasz Worek, który przecież kiedyś w tej Galaktycznej Rajczy sam grał. Łukasz odmienił zespół; to była inna drużyna. Czyżby dopiero teraz zawodnicy z parafii św. Wawrzyńca złapali odpowiedni rytm? Oliwier Jarco, mający przecież potencjał, z bojaźliwego zawodnika zmienił się w gracza potrafiącego brylować na boisku. Krzysztof Bryja w końcu korzystał z atutu swojego, jakim jest mocny strzał z dystansu. No, ale panie Krzysztofie „trójka” na plecach zobowiązuje. Z tym numerem grał obecny opiekun Bryji, Łukasz Worek, o którym mówiono, że ma młotek w nodze. Może takiej precyzji co Łukasz nie ma, ale Krzysztof jak przymierzy może zmusić bramkarza do błędu. Podobnymi umiejętnościami charakteryzuje się Sebastian Dadak, który szczególnie z w tym meczu ze Straconką pięknym uderzeniem zza pola karnego zdobył bramkę. Po efektownym zwycięstwie 5:0 było wiadomo, że teraz pozostała wiara w to, że Wieprz nie pęknie i wygra to spotkanie. Tu były wielkie emocje, na i poza boiskiem. Do tego stopnia, że nawet bramkarz Obszarów zapomniał, że tak daleko wyszedł do wybicia piłki za pole karne, że złapał ją do rąk. Aż sam łapiąc się za głowę, nie wierzył w to co zrobił. Podobnie w szoku był sam opiekun. Jednak to co zrobił bramkarz w drugiej połowie, to opiekuna doprowadziło do białej gorączki. Z autu wrzucona piłka w pole karne miała paść łupem bramkarza z Bielska Białej Obszarów – Jana Lada. Wszyscy spokojni byli, że za kilka sekund wprowadzi on piłkę do gry rozpoczynając kontrę swojego zespołu. Aż tu nagle okazało się, że piłka przez jego ręce wpada do własnej bramki. Goool, który dla Obszarów stał się przeklętym, zamykając drogę awansu, dla Rajczy zbawiennym, otwierającym im awans z trzeciego miejsca. Piłkę wprowadzali do gry zawodnicy, ale nie jako kontrę, ale wznawiali ze środka boiska po stracie gola. To był moment, że z zachowawczej gry przeszli do bardziej skomasowanych ataków. Wieprz się nie ugiął i skutecznie odpierał ataki do końca meczu, sam też zagrażając bramce bielszczan. Taka przewrotna jest piłka, która jednym zabiera, by innych radować. Dlatego za to ją kochamy, bo jest tak nieprzewidywalna. Żabnica – bezapelacyjnie autostradą wjeżdża na finały, na których melduje się również totalny nowicjusz z Wieprza k/Żywca oraz najbardziej utytułowany zespół, czyli Galaktyczna Rajcza. Odpadnięcie Bielskich zespołów ze Straconki i Obszarów smuci, bo te zespoły prawda, że odpadły, ale to co zaprezentowały pokazuje, że aż żal zawodników o takim potencjale. To tylko jeszcze bardziej podkreśla: Okręg Żywiecki jest jak zawsze bardzo mocny.